Przepis na owocowego jeża: gruszka + borówki + wykałaczki + sok z cytryny + truskawka + wyobraźnia
Często przeglądamy różne poradniki, fora internetowe,
czytamy artykuły, książki czy oglądamy telewizję szukając recepty na szczęście.
Podpatrujemy innych zastanawiając się jak oni to robią i gdzie jest złoty
środek. Stety, bądź niestety prawda jest prosta i niewygodna. Nie ma jednej
zasady, która zapewni nam życiowy sukces. Gwarantuję wam, że ja jej jeszcze nie
znalazłam, ale…
Zawsze jest jakieś ale. Czym jest szczęście? Dla każdego
czym innym. Moim zdaniem, to zderzenie naszego wyobrażenia o nas samych z tym,
co jest w rzeczywistości. Brzmi dziwnie? Wyobraźmy sobie, że marzy nam się
piękny, mały domek gdzieś pod miastem, widzimy siebie jako wysportowane, dojeżdżające
rowerem do idealnej pracy i zajadające świeże truskawki, popijając pyszną kawą.
Piękna wizja, ale w lustrze widzimy szarą postać, bez energii, zapału do ćwiczeń,
szukającą pracy, na wynajmowanym mieszkaniu i z toną innych problemów na głowie. Jak
tu być szczęśliwą? Powiedziałabym „no nie da się”. Nie prawda!
Jako dietetyk często potarzam, żeby zastosować metodę małych
kroczków, nie poddawać się po jednej porażce, nie wymagać za dużo od siebie.
Jestem świetna w radzeniu innym, ale kiedy o mnie chodzi sama często chciałabym
umieć stosować się do głoszonych przez siebie mądrości. W tym momencie dociera
do mnie, że te wszystkie postaci, którym często zazdrościmy szczęścia,
przeżywają dokładnie to samo. Nie będzie idealnie. Może być cudownie, ale
zdarzą się kryzysy i tylko od nas zależy, czy nas pochłoną, czy też będziemy
mieli z tyłu głowy w pamięci, że wczoraj było tak fajnie, to co jest minie, damy radę i wrócimy „do siebie”. Automotywacja lub wsparcie bliskiej osoby to klucz do
sukcesu. Jak się motywować? Znajdziecie na ten temat milion książek,
poradników, kursów. Ile ludzi tyle metod, trzeba wypracować swoją. Ja lubię
planować, więc muszę mieć cel, najlepiej zapisany albo wspólny z kimś przed kim
„rozliczam” się ze swoich postępów. Dopinguje mnie czyjś uśmiech, to że docenia
mój wysiłek, efekty i oczywiście nagrody (np. mały wyjazd w góry, czy nad
morze).
Kiedy myślę o tym co najczęściej stawia nam kłody pod nogi,
wiem, że tak naprawdę my sami. Nasza wyobraźnia lub jej brak powoduje, że
budujemy niewidoczne mury. Największy grzech – kompleksy i brak pewności
siebie. Często widząc i oceniając innych łatwo się pomylić. Pozornie pewne
siebie osoby skrywają wielkie poczucie niższości i przyjmują pozę siły na
zewnątrz. Zasadą numer jeden powinno być nieocenianie po pozorach i okładce.
Sami tego nie lubimy. Nie chcemy, żeby czyjaś opinia o nas zależała tylko od tego czy dzisiaj mamy zły dzień, boli nas brzuch i wyglądamy na ponuraka. Dajmy
szansę innym się poznać, bo tym samym inni będą mogli poznać nas. Poza tym jest
coś, co mnie okropnie wkurza w naszej polskiej mentalności:
·
Co na to ludzie powiedzą
·
A co z tego będę miał/a – czyli coś za coś (ktoś
mi da prezent, to też mu muszę kupić/ ja ostatnio dzwoniłam/em teraz jej/jego kolej)
·
Ciekawe skąd mają na to pieniądze
·
Taki to ma dobrze, nie to co ja
CDN…
cudny:)
OdpowiedzUsuńZgadzam się, nie ma recepty na szczęście. Ono jest w nas. Albo będziemy zamartwiały się głupotami, albo uśmiechały się do wszystkich i wszystkiego.
OdpowiedzUsuńPrzapiękny, zdrowy i pomysłowy :)
OdpowiedzUsuń